Coca-cola, hamburger, statua wolności, kapelusz kowbojski... Stany Zjednoczone Ameryki mają kilka znanych na całym świecie symboli, do których należą także samochody. Jednym z nich jest "amerykańskie Ferrari", a więc Chevrolet Corvette, drugim zaś, dużo sławniejszym, Ford Mustang.
Wymyślił go w roku 1963 Lee Iacocca, człowiek, którego nazwisko kojarzone jest raczej z wyciąganiem z finansowego upadku jednego z najważniejszych rywali Forda. Trudno się o tym dowiedzieć z materiałów Forda, bo w firmie tej menedżerowie, a nawet wiceprezesi, którzy się skłócili z zarządem (czytaj: rodziną Fordów), zostają niemal wymazani z archiwów. Ale wystarczająco wiele osób pamięta, że to właśnie późniejszy zbawca Chryslera Iacocca dał impuls do stworzenia nowego samochodu.
Tylko on prawidłowo rozpoznał nadciągający moment czasowy: dzieci z powojennego wyżu demograficznego właśnie wchodziły w wiek "prawojazdowy" i szukały czegoś przystępnego, a zarazem wystrzałowego i innego od tego, czym jeździli ich rodzice. Obecny już na rynku supersportowy Chevrolet Corvette był niewiele tańszy od europejskich bolidów, a Ford dysponował doskonałym zapleczem technicznym w postaci gotowej płyty podwoziowej i silników. Wystarczyło to wszystko atrakcyjnie opakować, podlać marketingowo-reklamowym sosem i zaoferować jako sposób na demonstrację stylu bycia i nowych czasów.
Efekty były porażające na skalę światową. Prezentacja pierwszego Forda Mustanga na światowej wystawie w Nowym Jorku w roku 1964 stała się sensacją. Rozpoczęta nazajutrz sprzedaż nie miała odpowiednika ani przedtem, ani potem: w pierwszym dniu dilerzy otrzymali ponad 22 tysiące (!) zamówień, a w wielu miejscach trzeba było zamykać przedwcześnie salony i wzywać policję, by zapanować nad oszalałym tłumem chętnych do obejrzenia i zakupienia auta!
Auto po prostu spełniło wszystkie wymagania - i to najmniejszym możliwym kosztem. Od początku dostępne jako cudowne coupé w typie fastback i jako kabriolet miało prościutką technikę (rzędowy 6-cylindrowy silnik i trzybiegową manualną skrzynię biegów), ale wyglądem po prostu rzucało na kolana. W niecałe dwa lata potem, tuż przed liftingiem (wtedy nie oznaczało to zmiany szkieł w reflektorach, ale dodanie np. nowych, mocniejszych silników i związanych z tym przetłoczeń na masce) liczba sprzedanych Mustangów sięgnęła już miliona sztuk!
Nic dziwnego, że dopiero wraz z tym autem rozpoczęła się w Ameryce epoka tzw. muscle cars, samochodów-mięśniaków. Rozwinął się na gigantyczną skalę przemysł tuningowy, obejmujący wszystkie aspekty techniczne, użytkowe i estetyczne. Inne firmy natychmiast próbowały dołączyć do grona, pojawiły się m.in. Pontiac GTO, Dodge Charger i Challenger, Mercury Cougar i inne "tanie potwory" - ale Mustang wciąż był jeden i tylko jeden. Wcale nie najpotężniejszy, wcale nie najszybszy, z pewnością nie imponujący ani przyśpieszeniami, ani charakterystyką jezdną, ale mimo wszystko w powszechnym odbiorze jedyny w swoim rodzaju, ukochany. Trudno inaczej opisać to auto niż słowem "kultowy".
Nic dziwnego, że właśnie ten model był przedmiotem największych "czarów" legendarnego twórcy równie legendarnej AC Cobry - Carrolla Shelby'ego. Nic dziwnego, że zakochany w swym Mustangu GT Steve McQueen wymusił na reżyserze i producentach fimu "Bullitt" udział właśnie tego auta, zapoczątkowując erę filmów samochodowych.
Cały ten - przyznaję - przydługi wstęp ma dość głęboki sens: Ford ma do czego nawiązywać. I choć kolejne generacje Mustanga w bardzo niewielkim stopniu były w stanie nawiązać do etosu swego protoplasty, Ford wciąż był w stanie dyskontować przynajmniej prestiżowo sukces pierwszego auta o tej nazwie.
W tym roku na salonie samochodowym w Detroit nareszcie pojawił się samochód zdolny nawiązać do tej legendy. Jest on ostatnim (na razie przynajmniej) ogniwem w łańcuchu starych nowych modeli Forda. Po cudownym Thunderbirdzie i najnowszych propozycjach - modelu Forty-nine i remake'u najsławniejszego auta wyścigowego tej marki - GT 40 - Ford przedstawił nowe wcielenie Mustanga.
Na razie jako concept-car, ale z wyraźnym zamiarem wdrożenia do produkcji, pokazano auto o ultranowoczesnej sylwetce i fantastycznej designerskiej "muskulaturze", nawiązujące stylistyką do pierwszego Mustanga, a zarazem nieomylnie pochodzące z XXI wieku. Ponownie w dwóch wersjach nadwoziowych, zamkniętej i otwartej, tym razem jednak już jednoznacznie i definitywnie dwumiejscowe (nawet jako coupé), ale wyposażone w najnowocześniejszą technikę.
Na razie mowa jest tylko o jednym silniku (V8, 4,6 l, 400 KM, 390 Nm), z 6-stopniową skrzynią manualną (coupé) lub 5-stopniowym automatem. Taka jednostka doskonale pasuje do nostalgiczno-agresywnego wyglądu, a przede wszystkim do legendy.
Tekst: Maciej Pertyński
Artykuł ukazał się w czasopiśmie Auto SUKCES 03/03 na stronie 18
Prezentujemy poniżej modele felg aluminiowych posiadające rozmiary dedykowane do Forda Mustanga: